ただいま! i Dzień 1

wtorek, 1 października 2013

To na pewno była długa podróż. Ale dla tego uczucia po przybyciu, które da się opisać wyłącznie słowami „ただいま” (wróciłam!), niewątpliwie było warto. Bo nie ma co ukrywać: wszystko było kompletnie nowe dwa lata temu, gdy przyjechałam tu po raz pierwszy. Teraz większość jest mi już znajoma, więc poczucie tego niemożliwego do opisania zapachu Japonii (każdy kraj ma własny zapach, nie dajcie się zwieść przyzwyczajonym nosom), zobaczenie z dawna niewidzianych, wszędobylskich maszyn sprzedających napoje czy zobaczenie, że niby ścisk, niby trudno o niezajęte przestrzenie, ale jakoś tak ciepło w tym ścisku (i nie mówię tu tylko o temperaturze) było właśnie jak powrót do jednego z licznych domów albo jak zobaczenie dawno niewidzianego przyjaciela.
Fakt że teraz rozumiem i jestem w stanie powiedzieć o wiele więcej niż dwa lata temu też pomógł. Wtedy zapytanie o cokolwiek tuż po przylocie wywoływało drobny atak paniki (jak to powiedzieć?!), a teraz? Jeśli tylko usłyszę poprzez hałas i/lub przytkane zmianą ciśnienia przy lądowaniu uszy, to jakoś to będzie, prawda? Nawet się wdałam z paroma ludźmi w co dłuższą konwersację i się nie zbłaźniłam, a co!
I cóż, poza emocjami towarzyszącymi powróceniu tutaj, moja podróż zbytnio ekscytująca nie była. Nie pamiętam już, kto mi powiedział, że lotnisko Helsinki Vantaa, gdzie się przesiadałam, jest najnudniejsze na świecie, ale kłamał i na pewno nigdy nie leciał z Doncaster-Sheffield. Fakt, spędzenie tam pięciu godzin to przesada, ale gdziekolwiek byłoby przesadą. Chociaż jeśli ktokolwiek się waha, to linie Finnair polecam – nie ma fajerwerków ani przesadnych rewelacji, ale jest wygodnie, sprawnie i nie najdrożej, czego chcieć więcej?
Wybaczcie mi też niewielką ilość zdjęć. Podróżując zdecydowanie w za ciepłym odzieniu (oszczędzanie kilogramów bagażu poprzez noszenie najcięższych rzeczy na sobie pozdrawia) i z dwoma ciężkimi walizkami (plus torebka na ramieniu, która co chwila spada), robienie zdjęć to ostatnie, co człowiek jest w stanie zrobić. Już się za to dzielę tymi kilkoma, które zrobiłam.
Rzeźba na lotnisku w Helsinkach - nie mam pojęcia, co autor miał na myśli

Nawet nie wiecie, jak tęskniłam za tym smakiem! *.*


Pierwszy raz jechałam dalekobieżnym pociągiem w Japonii i już mi się podoba. Wygodnie, mnóstwo miejsca, stosunkowo niedrogo (pociąg relacji Osaka-Kanazawa z zarezerwowanym miejscem = Y7240, to ok. 230zł za dobre 300km z hakiem w dwie i pół godziny)… Ale moimi ulubieńcami byli konduktorzy! Japońska grzeczność w pełnym wydaniu, gdyż za każdym razem, kiedy którykolwiek przechodził przez mój wagon (i każdy inny też, jak zakładam), przed wyjściem się wszystkim kłaniał. Przed i po kontroli biletów to się nawet zaanonsował, że „przeprasza najmocniej” (czy też „dziękuje bardzo za współpracę”), będzie kontrola i głęboki ukłon.
Pongyi, wejście.

Pongyi, widok z boku
Powyżej zdjęcia Pongyi Guest House, gdzie miałam odsypiać podróż, a gdzie po czterech godzinach się przebudziłam. Przede wszystkim: jeśli ktokolwiek zamierza odwiedzić Kanazawę, gorąco, naprawdę gorąco polecam nocleg w Pongyi! Tanio, wygodnie, przeuroczo (dom był niegdyś sklepem z kimono!), blisko centrum, przesympatyczna i pomocna właścicielka (biedna chciała targać moją gigantyczną walizkę po tych tyci schodeczkach, zaraz po tym, jak zaoferowała się zadzwonić dla mnie po taksówkę z rana)… Fakt, to bardziej hostel niż hotel, są tylko dwie wspólne sypialnie, męska i damska, ale jeśli ktoś nie szuka hotelowych luksusów i chce mieć tylko miłe, wygodne i tanie miejsce do spania w miejscu wygodnym do zwiedzania, to nie wiem, czy mógłby trafić lepiej.
Kanazawa Daigaku,
Mój pokój - za firaną korytarz z kuchnią
Teraz jestem już wprowadzona do akademika, wszystkie formalności na dziś załatwione i mogę troszkę odpocząć. Fakt, akademik pięknością nie grzeszy, w środku wygląda jak niedokończony z tymi gołymi betonowymi ścianami i korytarzami, ale pokoiki są przytulne (chociaż pierwszy raz będę brać prysznic w szafie, cóż, przygody to przygody) i na pewno mogło być o wiele, wiele gorzej. Dokonawszy „grabieży” w pokoju recyklingowym, gdzie poprzedni studenci z wymiany pozostawiali rzeczy, które im się już nie przydadzą – jak naczynia i sztućce, wieszaki, maszyny przeróżniste, nawet parasol udało mi się wygrzebać – rozpakowałam się, poukładałam wszystko na miejscach i nawet to jakoś wygląda. Jakoś w sensie całkiem miło.
Recycling room

Łazienka - tak, ten kabel to prysznic. I tak, ta łazienka jest mniejsza od mojej szafy.
A że lodówka ma świeciła pustkami, to udałam się na zakupy. Wierzcie mi lub nie, ale poprzednim razem byłam w supermarkecie tylko raz i to wyłącznie na chwilkę, przed podróżą z moją host rodzinką do Kyoto, gdzie zakupiliśmy lunch na wynos, więc dopiero teraz po raz pierwszy miałam okazję się porozglądać. No wiadomo, supermarket jak supermarket, ale ciekawie tak sobie porównać ceny i pooglądać, co jest drogie a co tanie. Zakupy na ten tydzień (albo na dłużej, zobaczymy, na ile to wystarczy) wyniosły mnie niemal tyle samo, ile za te same lub podobne produkty wydałabym w Anglii, a najdroższą zakupioną rzeczą była herbata, bo uznałam, że przy tym oszczędzać nie mogę. Niestety, prawie Y400 za 50 torebek to trochę dużo, zwłaszcza porównując z Anglią, gdzie nie piłam nigdy paskudnej herbaty i nawet najzwyklejsza z Tesco, 100 torebek za funta lub mniej, była całkiem dobra. No ale, to tylko na teraz, liczę po cichu (i na głos też) na paczki z domu. Za to ucieszyły mnie ceny warzyw i owoców, bo wiele z tego co jadam i lubię (jak jabłka czy cebule) są w normalnych cenach (jabłka Y98/sztuka, a cebule Y28/sztuka).
I na koniec, coby Was już dłużej nie zanudzać moimi zachwytami nad jedzeniem czy zeszytem z rachunkami, który przed chwilą założyłam, podzielę się pierwszym Engrishem (angielskim łamanym japońskim) tego pobytu:


6 comments:

  1. Akira pisze...:

    Chiyo, jak ja Ci zazdroszczę! ^^
    Pokoik masz przytulny, łazienkę też (nie ma co narzekać, są gorsze :D), więc z pobytem nie będzie źle, bo to przecież Japonia, prawda? :)
    Kiedy pierwsze zajęcia?

  1. Nie no, pewnie, że są gorsze, raz czy dwa zdarzało mi się bywać w polskich akademikach i, coby to ująć delikatnie, było różnie. :P A że już jestem po pierwszych prysznicach itepe, to stwierdzam, że nawet nie musiałam się aż tak nagimnastykować, choć gdybym była ze dwa rozmiary większa, to już miałabym problemy z poruszaniem się.
    Nie wiem, jeszcze mi tego nie powiedzieli. Folder uniwerku twierdzi, że zajęcia zaczynają się w połowie października, ale nic bardziej szczegółowego nie napisali.

  1. Moni pisze...:

    Łazienka trochę bulgarian style, tylko ja miałam jednak trochę większą ;P Eeej, Mamoooo, naszło mnie teraz na podróż do Japonii, tam mnie jeszcze nie wywiało, ale ciekawa jestem, ile by mnie to wyniosło... Może za jakies dwa-trzy lata zbiorę tyłek i się wybiorę, zaraz po wymarzonej wycieczce po Norwegii <3 No ale nic to! Zawsze jak oglądam zdjęcia i czytam relacje z miejsc, gdzie jeszcze nie byłam, to mi się chce. Bardzo, bardzo mi się chce. Recycling room! Jestem nim absolutnie zachwycona, uroczoscia hostelu tez. Japonska uprzejmosc... rozumiem, że angielska przy niej wymięka? :P Buziaki i trzymaj się tam!

  1. Najdrożej wyjdzie Cię lot. Chyba że chcesz sobie zrobić Przygodę Pełną Gębą (na Bóg wie jak długo) i przejechać autostopem całą Azję aż do Morza Japońskiego, gdzie skończy Ci się transport lądowy. :P A jak już się tu przyjedzie, to zawsze się coś znajdzie, żeby wyszło jak najtaniej, od Couchsurfingu i stopu (który chyba jest legalny, skoro Wikitravel ma o tym całą stronę), które odetną największe koszta, po łażenie i szukanie małych knajpek, gdzie można dużo i tanio zjeść (ostatnio jadłam w nie takiej znowu małej i za talerzyk pierożków gyoza [zupa miso w zestawie] oraz miskę ryżu zapłaciłam jakieś Y340 [ok. 10-11zł] i się najadłam do wieczora). A zresztą, jak się dobrze i wytrwale szuka, i ma się wolną rękę, jeśli chodzi o daty wylotów, to i to da się załatwić za relatywnie rozsądne pieniądze.
    Haha, minęły już 3 dni od wprowadzenia się wszystkich, a w recycling roomie nadal są najróżniejsze graty do wzięcia, choć jest zdecydowanie puściej i wielkie rzeczy jak np. lustra czy większość rice cookerów poznikała.
    A japońska uprzejmość jest chyba jedna trochę inna od tej angielskiej. Niby obydwie są tak bardziej na pokaz niż szczerze od serca (tak w stylu "co ludzie powiedzą"), ale w angielskiej ta uprzejmość jest jakby ciut cieplejsza, taka bardziej do człowieka przez te wszystkie love/luv czy nawet zwykłe how are you? rzucane retorycznie przez wszystkich. A w tej japońskiej jest to taka ciut bardziej zdystansowana uprzejmość, jest grzecznie i correct, ale dlatego, że tego się po prostu wymaga. Chociaż wydaje mi się, że akurat właścicielka tego hosteliku miała już tyle styczności z ludźmi z najróżniejszych zakątków świata i pewnie sama jest bardziej otwarta na świat niż przeciętny Japończyk, że u niej uprzejmość wychodziła trochę bardziej od serca. If that makes sense... :P

  1. Moni pisze...:

    It does, don't worry :P
    Widzę, że mi już zaplanowałas podróż do Japonii, dziękuję! Może kiedys w jakims przypływie szaleństwa pojadę do Japonii stopem przez Rosję (hmmm... ;). W ogóle takie recycling room to zajebiaszcza sprawa, ciągle nie mogę wyjsc z podziwu, cholera, w Sofii by się przydało takie cos!!!
    No to prawda, angielska z tymi wszystkimi okreslnikami jest jakas taka... swojska, love (czy tez luv :P), dear... A to by się też w sumie kojarzyło z japońskim stereotypem, że tak jest, bo tak trzeba, koniec.

  1. Nie no, planować Ci nie planuję, ale co nieco już wiem o Twoich nawykach podróżniczych, więc je po prostu uwzględniłam. A tego stopa, przyznaję, że sama byłam ciekawa. Nie żebym się czaiła, ale zawsze fajnie wiedzieć.
    Może zaproponuj założenie czegoś takiego? W końcu ludzie przyjeżdżają, ładują kasę w rzeczy typu właśnie czajniki czy garnki, których w domu nie potrzeba, bo są, ale wieźć przez Europę się ich jednak nie będzie, a to zawsze żal wyrzucać. Nie mam kompletnie pojęcia, jak by to mogło wyglądać z administracyjnego punktu widzenia, ale z praktycznego to chyba trzeba by tylko poprosić o zgodę na zagospodarowanie jednego pomieszczenia w akademiku na takie coś i uwzględnić nadzór tego przybytku dóbr w zakresie obowiązków jakiegoś portiera czy innych opiekunów akademika (prawie napisałam "opiekunów domu", co te internety ze mną robią).

Prześlij komentarz

 
金大生: Przygody studentki Kanazawy © 2011 | Designed by Interline Cruises, in collaboration with Interline Discounts, Travel Tips and Movie Tickets