Kiedy nie
utrudniam sobie życia, bardzo często okazuje się, że wszystkie sprawy są
łatwiejsze w rzeczywistości niż w moich wyobrażeniach (tych czarnych, ale i
jaśniejszych).
Loty są, wizy
jeszcze nie ma (i staramy się tym nie stresować, nie, nie!), ale taki na
przykład akademik już został załatwiony. Juhu, mam gdzie spać, cieszmy się z
rzeczy drobnych! Kanazawa Daigaku International House wygląda, jak na mój gust,
niezgorzej (a po jednym czy dwóch pobytach w polskich akademikach naprawdę nie
mam wygórowanych oczekiwań), a że dodatkowo jest najtańszy i na terenie
kampusu, to cieszę się i nie narzekam, przynajmniej dopóki nie napada mi na
głowę, o!
International House facilities |
Czasem też,
kiedy nie utrudniam sobie życia, okazuje się, że wszelkie poprzednie stresy
związane z dojazdem na miejsce też są zbędne. Bo widzicie, ląduję w Japonii
rankiem w poniedziałek trzydziestego września – ale akademik mam dopiero od
pierwszego października. Nadeszły tedy czasy Wielkiej Rozkminy: szukać hotelu
koło lotniska i jechać następnego dnia rano podstawionym przez uniwerek
autokarem, czy wbijać na dzień do Osaki, zwalając się przy tym przyjaciółce na
głowę, po czym ruszać w podróż następnego dnia. A potem przyszło Olśnienie:
przecież nikt mi nie zabroni jechać do tej Kanazawy od razu, jeszcze w poniedziałek,
i znaleźć sobie jakiś hotelik na miejscu, prawda? Od myśli do Google’a i,
chociaż jeszcze niezakupione, to wyszukane i zapisane mam już i połączenia (z
lotniska na stację i z Osaki do Kanazawy), i hotelik (Top Choice przewodników
Lonely Planet, to naprawdę dużo!), i przy okazji powróciło do mnie trochę
optymizmu. Always look on the bright side of life – i nagle wszystko się jakoś
tak układa.
Pingyi Guest House |
A kiedy w ogóle
nie utrudniam sobie życia, to nagle się okazuje, że jeszcze nie wsadziłam nawet
zadka w samolot, a już dostaję maile od ludzi, z którymi ten rok spędzę.
Nieutrudnianie
sobie życia naprawdę wiele daje. :)