Znamy – i, sądząc po ilości takowych na ulicach, raczej
cenimy – japońskie samochody. Mają opinię niezawodnych i dość dobrych, może nie
ochy i achy, w jakie popadamy na widok superfur w Top Gearze, ale dla
przeciętnego zjadacza chleba japońskie marki zdają się być w sam raz. Bez
wdawania się w subiektywne opinie ani gusta, ma się rozumieć.
Wydaje mi się jednak, że mało kto zdaje sobie sprawę z
tego, że japońskie samochody w Europie różnią się od tych jeżdżących w Japonii.
Nie zamierzam się wdawać w żadne techniczne drobiazgi, zwyczajnie się na tym
nie znam ani nie to rzuca się w oczy najbardziej. Tym, co się rzuca w oczy
najbardziej jest, cóż, ich wygląd.
Najłatwiej będzie mi się tutaj posłużyć psią analizą.
Jeśli założymy, że przykładowa Honda Accord jest labradorem retrieverem –
długie ciało, podłużny pysk, łagodny łuk zadu – to przeciętny japoński
samochód, jak np. Honda Life, jest mopsem: wygląda, jakby ktoś go ścisnął z obu
końców, aby zajmował mniej miejsca.
Parę razy zdarzyło mi się już takimi typowo japońskimi
samochodami jeździć (moja host rodzina dwa lata temu miała podobny), mogę zatem
zapewnić, że są jak TARDIS: większe w środku. Siedzi się wysoko, owszem, ale
nadal mamy sporo miejsca na wyciągnięcie nóg, chociaż co wyższym osobom może
nie być aż tak wygodnie.
Co więcej, ten trend nie ogranicza się wyłącznie do
samochodów osobowych – w podobnym typie widziałam między innymi pick up trucki.
Na pierwszy rzut oka takie samochody ni to dziwią, ni to
bawią (głównie przez skojarzenie ze wspomnianym już mopsem). Ale jak się nad
tym zastanowić, to ich obecność wcale dziwić nie powinna, chociaż bawić, oczywiście,
może, nikt nikomu nie zabroni chichotać czy uśmiechać się na ich widok. W
Japonii niewiele jest miejsc niezabudowanych, a parking w miastach stanowi
problem (im większe miasto, tym większy problem, naturalnie). Bardzo często
jeśli uda nam się stanąć gdzieś, gdzie jest widok na Japonię nocą ze znacznej
wysokości, jedynymi miejscami pozbawionymi świateł będą góry zbyt wysokie, by
na nich budować domy, oraz w niektórych miejscach morze. Z pewnością trochę się
to zmieni, jeśli ów widok uwzględni także jakieś wsie, ale nawet wsie są aż tak
„puste”. Zaś kiedy brakuje miejsca, taki kompaktowy samochodzik jak najbardziej
ma sens, bo owego miejsca nie marnuje: parkuje tak blisko
ściany/barierki/czegokolwiek, jak tylko może, pozostawiając dość przestrzeni
dla innych.
Oczywiście, nie demonizujmy ani nie przesadzajmy z
uogólnianiem: „normalnie” wyglądające samochody również w Japonii są i nie są
niczym dziwnym. Nie sposób mi oceniać, kto częściej kupuje które, ale kiedy tak
wysilam pamięć, mam wrażenie, że w okolicach Osaki i Kobe, gdzie mieszkałam dwa
lata temu, widywałam o wiele mniej tych „normalnych” niż w Kanazale – co, jeśli
dobrze pamiętam, potwierdziłoby teorię o oszczędzaniu/praktycznym
wykorzystywaniu wolnej przestrzeni, której w Kanazale i okolicach jest więcej
niż w okolicach Osaki i Kobe (trzecie i piąte największe miasta w Japonii pod
względem populacji; dla porównania Kanazawa jest trzydziesta czwarta).
|
Ile mopsochodów znajdziemy na tym uniwersyteckim parkingu? |