高岡市、富山県 (Takaoka-shi, Toyama-ken)

poniedziałek, 25 listopada 2013

Ten weekend spędziłam w Takaoce, w prefekturze Toyama, gdzie uczestniczyłam w tzw. Monitor Tour. W skrócie: po dwie osoby mówiące w najpopularniejszych wśród turystów językach (angielski, francuski, koreański, chiński z kontynentu i chiński z Tajwanu) zostały zaproszone do wzięcia udziału, by pomóc wskazać, jak można by poprawić turystykę w Takaoce. Wycieczka absolutnie darmowa, z noclegiem, posiłkami oraz przejazdem włącznie (na których absolutnie nie oszczędzano, wszystko było pierwszej klasy!), po prostu musieliśmy swoje „odpracować” przy ankiecie, co jest dobre, a co nie i jak to naprawić.
Jako że moje narzekania, tak naprawdę, interesują bardzo nielicznych, na czele z organizatorami wycieczki, którzy teraz zapewne rozważają wszystkie krytyczne komentarze, jakie otrzymali, zatem skupię się na tym, co było dobre. Zresztą, moje narzekania w gruncie rzeczy dotyczyły miejsc, w które przeciętny turysta, z którego perspektywy miałam patrzeć, by nie trafił, bo i go raczej nie interesują, czasem tylko braku informacji o danym miejscu w języku innym niż japoński. A wróciłam z wycieczki zadowolona, więc naprawdę nie ma co się skupiać na negatywach.
W Takaoce najbardziej godne uwagi są trzy miejsca: Takaoka Daibutsu (高岡大仏), park Takaoka Kōjō Kōen (高岡古城公園) oraz świątynia Zuiryū-ji (瑞龍寺).
Takaoka Daibutsu jest trzecim największym posągiem Buddy w Japonii, zaraz po posągach w Narze i Kamakurze. Ten mierzy sobie ponad 15 metrów wysokości i waży ok. 65 ton – zdecydowanie robi wrażenie, kiedy wyłoni się spomiędzy budynków, bo ma biedak tego pecha, że wciśnięto go w jedną z ciaśniej zabudowanych uliczek.


Niestety, posąg który widzimy dzisiaj nie jest, że tak powiem, oryginałem. Pierwotny posąg, wyrzeźbiony w drewnie i pokryty złotem, został zniszczony w wyniku pożaru – obecny ukończono w 1933 roku i wykonano go z miedzi. Na plus za to idzie fakt, iż wejście do znajdującej się w środku świątynki jest darmowe, chyba że ktoś zechce wrzucić coś od siebie. Podobno za obejrzenie posągu Buddy w Narze trzeba zapłacić, więc dobrze, że w Takaoce pozostawili darmowy wstęp. Chociaż biorąc pod uwagę, że Budda jest na zewnątrz i jest, no cóż, duży, chyba mieliby problemy z uiszczaniem płatności.


Pomnik strzegący wejścia.

Pomnik po drugiej stronie.

Makieta konstrukcji posągu.

Od Buddy do zamkowego parku jest ledwie rzut beretem i jeśli kogoś nie interesuje historia Japonii, to powinien się tam wybrać przynajmniej dla ładnych widoczków. Teraz królowały jesienne barwy, ale podobno wiosną, kiedy kwitną wiśnie, widok również zapiera dech w piersiach.


To było jedno z tych miejsc, gdzie przynajmniej ulotka po angielsku by się przydała. Nawet jeśli kogoś nie interesuje historia Japonii ani znaczenie poszczególnych części parku, miło byłoby przynajmniej wiedzieć, jak się nazywają, by łatwiej określić, gdzie się jest. Jednak z dostępnej po japońsku ulotki z mapką można się wystarczająco zorientować, a jeśli ktoś jest turystą myślącym, a nie tylko bezmyślnie podążającym tam, gdzie będą najładniejsze zdjęcia, to się wielu rzeczy o zamku domyśli. Obecność fosy oraz liczne wąziutkie mosty pomiędzy pseudowysepkami, na których znajduje się zamek i przynależące do niego inne budowle, wystarczają za podpowiedź, że nie mamy do czynienia z letnim pałacykiem, ale z miejscem o charakterze obronnym. Samego zamku już nie ma, najprawdopodobniej został zniszczony, jednak oprócz przyrody znajdziemy w parku również kilka świątyń, jakieś muzea oraz sporo posągów, głównie feudalnego lorda Toshinaga Maedy.




Pomnik feudalnego lorda Toshinaga Maedy

Na dodatek mieliśmy fart wejść do parku w trakcie tradycyjnej japońskiej ceremonii ślubnej, akurat kiedy para młoda ustawiła się do zdjęć. Coś ślicznego.

Szczęścia młodej parze!

Świątynia Zuiryū-ji, tak naprawdę, była pierwszym miejscem, w które się udaliśmy w trakcie tej wycieczki, jednak jako że moim zdaniem świątynie w Japonii są do siebie naprawdę bardzo podobne i trzeba się tym bardzo interesować, żeby wychwycić jakieś różnice, to omawiam ją jako ostatnią.


Zuiryū-ji zbudowano mniej więcej w XVII wieku. Część pierwotnej świątyni – to jest pierwsza brama oraz dwa budynki po bokach przed wejściem na teren główny – spłonęła, jednak spora część świątyni przetrwała, a wiele odbudowano w pierwszej połowie XIX wieku. Jak na buddyjską świątynie przystało, panuje tu atmosfera spokoju (jeśli nie liczyć turystów), bardzo sprzyjająca medytowaniu. Wiem coś o tym, bo oprócz wycieczki po świątyni, oprowadzający nas mnich nauczył nas także, jak wykonać zazen (座禅), pozycję do modlitwy/medytacji w Buddyźmie. Po czym nauka przeszła z teorii w praktykę. I chyba się nie nadaję do Buddyzmu, bo kiedy tylko nogi zaczęły mnie boleć (co nastało bardzo szybko, podobnie jak swędzący nos i inne ziemskie niewygody), to zamiast medytować i nie myśleć, myślałam bardzo intensywnie o tym, jak mnie boli i jak mi niewygodne. No cóż, dla każdego co innego…

Pomnik przy bramie.


Ołtarz Buddy.

Wejście do miejsca modlitw, gdzie nauczyliśmy się siedzieć w pozycji zazen.

Poza tym jedynymi naprawdę ciekawymi rzeczami na tej wycieczce były możliwości samodzielnego spróbowania niektórych tradycyjnych rzemiosł, które się w Takaoce ostały. Konkretnie było to wykonywanie odlewów z metalu oraz malowanie laki.

Dzwoneczek świeżo po zrobieniu.

Wisiorek z laki wraz z konturami wzoru.

Gotowy wisiorek.

Cóż, o moich zachwytach luksusowym hotelem nie ma co mówić, każdy student by się pozachwycał (i pewnie nie tylko student), kiedy nagle nocleg na darmowej wycieczce stanowi czterogwiazdkowy hotel. Ale na miłe zakończenie podzielę się fotką lunchu, który organizatorzy postawili nam pierwszego dnia wycieczki (w drogiej restauracji przy Zuiryū-ji, warto dodać).

0 comments:

Prześlij komentarz

 
金大生: Przygody studentki Kanazawy © 2011 | Designed by Interline Cruises, in collaboration with Interline Discounts, Travel Tips and Movie Tickets