W japońskim liceum

środa, 20 listopada 2013

Jednym z przedmiotów, na które uczęszczam, są zajęcia z edukacji w Japonii. Jednak nie ograniczają się tylko do siedzenia w klasie i robienia notatek czy dyskusji – raz na jakiś czas mamy wycieczki do najróżniejszych szkół. I jako pierwsze odwiedziliśmy prefekturalne liceum Nisui w Kanazale (石川県立金沢二水高校, Ishikawa-ken-ritsu Kanazawa Nisui Kōkō).

Wejście do Nisui.
http://www.nisui-dousoukai.com/page17/index.html

Chociaż większość dnia została zorganizowana specjalnie dla nas, udało nam się dowiedzieć trochę o prawdziwej codzienności japońskiego licealisty. Pominę może obowiązkowy mundurek, bo to chyba każdemu się kojarzy z japońskimi szkołami ogólnie. Ale ciekawie było, na przykład, móc poobserwować przez chwilę zwykłe zajęcia. Mnie pozwolo wejść do klasy, w której odbywały się zajęcia z fizyki (której nie rozumiem po polsku czy po angielsku, to co dopiero po japońsku – a po wzorach wnioskuję, że uczniowie byli już dość zaawansowany etapie!) oraz zajęciach z angielskiego dla zaawansowanych (lekcje w całości prowadzone po angielsku i zmuszające uczniów do odbywania dyskusji czy dzielenia się opiniami). I, co ciekawe, jak dowiedziałam się od oprowadzających mnie uczennic, uczniowie, jak w Polsce, wybierają sobie profil, humanistyczny lub ścisły, jednak ich zajęcia ograniczają się wyłącznie do tych w ramach profilu. Czyżby upadł stereotyp wkuwającego fizykę kwantową i zaawansowaną matematykę azjatyckiego licealisty, który oblicza wszystko w pamięci i na szybko?

Klasa bez uczniów.

Pozostałość po poprzedniej lekcji.

Zresztą, już samo wejście do liceum było ciekawym doświadczeniem. Wiadomo, szkoły nie wpuszczają byle obcych na swój teren, a licealista widzący swoją szkołę na co dzień i nieznający innej nie będzie robił im zdjęć, byleby ktoś z zagranicy mógł zobaczyć. Nisui jest naprawdę ładna – i zaskakująco duża, pomimo iż byliśmy tylko w jednym budynku. Chociaż jak na tak sporą szkołę, biblioteka wydała mi się zaskakująco mała.

Galeria, gdzie uczniowie mogą spędzać przerwy i gdzie odbywają się apele.

Ale najciekawsi, jak można się było spodziewać, byli sami uczniowie. Tyle się słyszy o japońskich uczniach zakuwających dzień i noc, chodzących na dodatkowe zajęcia i korepetycje, pod presją i zestresowanych… lecz jak się przed takim stanie, to nie tylko nie wygląda na przytłoczonego tym wszystkim, ale wręcz się cieszy z tego, że właśnie tak wygląda jego życie codzienne. Starałam się nie wytrzeszczyć za bardzo oczu, kiedy grupa dziewcząt, które mnie oprowadzały i ze mną rozmawiały, powiedziały, że część letnich wakacji spędziły w szkole na jakichś zajęciach dodatkowych – ba!, same powiedziały, że im się podobało. Nie wyobrażam sobie, by gdziekolwiek indziej jakikolwiek licealista stwierdził, że spędzenie jakiegoś czasu wakacji w szkole na lekcjach może być fajne.

Miejsce do nauki na korytarzu.

Ostatecznie czas w szkole zleciał szybko (ale też niewiele go w ogóle było, tylko jakieś dwie, dwie i pół godziny) i było mi szczerze szkoda, kiedy trzeba było już wychodzić. Z chęcią porozmawiałabym sobie z paroma uczniami jeszcze trochę, poobserwowała j normalne zajęcia eszcze trochę czy nawet przerwę obiadową. Ale cóż, raczej się na to nie zanosi, jako że następnym razem czeka nas zupełnie inna szkoła.

Obrazek na zaparowanej szybie.

4 comments:

  1. Moni pisze...:

    Ha, czyli jednak stereotyp Japończyka nie tak do końca upada, chociaż może inaczej. Nie Japończyka a Azjaty. W tamtym semestrze miałam w akademiku Koreankę, studiowała filologię bułgarską i miała rozplanowany dzień, życie, wszystko absolutnie, a swoją koleżankę Japonkę traktowała bardzo protekcjonalnie, że "chyba sobie nie zdajesz sprawy, że praca tu i tu i dostanie się do takiej pracy wcale nie jest takie łatwe i musisz więcej pracować". Ale zajęcia w wakacje... o Mamo, marzenie pierwszoklasisty :P

  1. Na pewno stereotyp się trochę zachwiał. A o Koreance mi mówiłaś. Nie mam pojęcia, jak wygląda edukacja w Korei, ale trochę już słyszałam o poglądach Koreanek na życie (w dużym uogólnieniu i uproszczeniu: zachowuj się i wyglądaj ładnie, żebyś mogła szybko wyjść za mąż), więc może tej Twojej odbiło za bardzo w drugą stronę z jakiejś takiej, nie wiem, chęci bycia niezależną czy udowodnienia, że Koreanka też potrafi (bądź co bądź, Korea Płd - 108 kraj na świecie pod względem równości między kobietami a mężczyznami).
    Zajęcia w wakacje marzeniem pierwszoklasisty, mówisz? Hm, to już wiem, jakie petycje będę pisać do szkół moich dzieci, jak już się jakichś dorobię. :P

  1. Moni pisze...:

    A proszę, czyli już ogarniasz Nare z jej zacięciem ;)
    No nie mów mi, że Ty nie chciałaś krótszych wakacji! Moja Ula, król życia, to na przykład w swoim ściennym kalendarzyku, zaznaczyła sobie tydzień po zakończeniu drugiej klasy: kupowanie zeszytów i książek do szkoły :P :P :P I jak dzwoniłam do domu z Anglii, to mi się żaliła, że w ogóle te wakacje to za długie są, Monik :D

  1. Może trochę, ale bez przesady, o jakiś tydzień, góra dwa, nie więcej. I to też właśnie jako pierwszoroczniak, im dalej w las edukacji, tym bardziej mi się podobały długie wakacje - nie wyobrażam sobie, abym teraz narzekała, że wakacje są za długie czy abym to robiła w wieku licealnym. Narzekałam, że nie ma co robić (bo w Bradford często nie ma co robić, jeśli ktoś nie lubi klubów i nie uważa upijania się do oporu za rozrywkę) albo że nie stać mnie na robienie tego, co bym chciała robić, ale nie że wakacje za długie. :P Zresztą, z perspektywy czasu chyba podobnie miałam w szkole podstawowej: tu nie chodzi o to, że wakacje za długie, ale że zaczynają się dłużyć, kiedy przestaje się dziać coś ciekawego i/lub kiedy każdy dzień wygląda tak samo (bo mimo wszystko z punktu widzenia pierwszoroczniaka każdy dzień jest trochę inny, wraca z nową wiedzą czy umiejętnościami, które na tym etapie jeszcze są i przydatne, i ciekawe, i można je wykorzystać w zabawach).

Prześlij komentarz

 
金大生: Przygody studentki Kanazawy © 2011 | Designed by Interline Cruises, in collaboration with Interline Discounts, Travel Tips and Movie Tickets