10 rzeczy, które mogą zaskoczyć w Japonii - cz. II

piątek, 25 kwietnia 2014


Bez przydługich wywodów, oto część druga listy rzeczy, które mogą w Japonii zaskoczyć. (Bez zdjęć, bo mój laptop odmówił współpracy, a komputer w bibliotece nie chce ich ładować).

 

6. Ceny

Chociaż jakby na to spojrzeć tak bardzo ogólnie, to w Japonii jest drogo, wszyscy wiemy, że porównywanie samych cen mija się z celem i nic nam nie mówi. Nie wiem, jaka jest tu minimalna stawka pracy za godzinę, więc nie mogę porównać cen do tego, ale nawet i bez tego łatwo zobaczyć, że z tymi cenami to jest tak różnie. Pewnie najlepiej byłoby powiedzieć, że jedne rzeczy są w Japonii tanie, podczas gdy inne – drogie. Łał, też odkrycie, wiem, ale już wyjaśniam, o co mi chodzi. Otóż z jednej strony mamy takie na przykład jedzenie. Kupować tutaj owoce czy warzywa to niemal rozbój w biały dzień: jedno jabłko w supermarkecie kosztuje Y158 (ok. 4.60zł/£0.90), a na rynku widziałam ostatnio jabłka po Y800/za sztukę (23.60zł/£4.65)! Ale z drugiej strony często wystarczy mieć jakieś Y500-600 w kieszeni (14-17zł/£3-3.50), by móc się najeść w porze lunchu i to wcale nie jakimś gównem. Wiele sieciówek japońskich oferuje dobre i tanie japońskie jedzenie za grosze, po którym człowiek wychodzi naprawdę najedzony. Ceny alkoholu oraz papierosów w ogóle są tu niższe niż w wielu miejscach (paczka Marlboro to wydatek Y460, ok. 13.60zł/£2.60, z alkoholami zależy, co bierzemy, ale i tak jest tanio). A z drugiej strony mamy rzeczy drogie: słynna japońska elektronika na przecenie kosztuje tyle, ile normalnie w UK (prawdopodobny wyjątek: seks zabawki), jeśli nie mieszka się w wielkim mieście, to transport publiczny również jest wydatkiem, na przyjemności takie jak np. kino lepiej polować (chyba wszystkie kina mają tzw. Ladies’/Men’s Days, kiedy przedstawiciele danej płci płacą mniej – co, po doliczeniu dojazdu oraz ewentualnych zakąsek, wychodzi w najlepszym razie podobnie do cen w Polsce czy UK). Nie wiem, jaką zasadą się tutaj te ceny kierują, mam tylko wbite do głowy jak mantrę, że Japonia jest w zakresie cenowym odwrotnością UK: tam jest wysoki VAT (18%) i niskie ceny, podczas gdy tutaj – niski VAT (8%) i wysokie ceny.

 

7. Jakość obsługi

Odrobinę z tego przedstawiłam w pierwszym poście po przyjeździe do Japonii, kiedy konduktor w pociągu kłaniał się pasażerom, chociaż tylko przechodził, ale to nie ogranicza się tylko do tego. Uwielbiam robić zakupy czy chadzać do knajp w Japonii, bo wtedy czuję się doceniana jako klient. Oczywiście, wiele z tego doświadczenia to wyuczone na pamięć formułki, które są bardziej jak hałas w tle niż szczera grzeczność w stosunku do klienta, ale jeszcze nie zdarzyło mi się trafić na kogokolwiek, kelnera czy kasjera, po którym widać byłoby, na przykład, że swojej pracy nienawidzi (co zdarza się wcale nie tak często w Europie). Kasjerzy w supermarkecie układający moje zakupy tak, że gdybym miała samochód i mogła zabrać koszyk, to można by je spokojnie włożyć do bagażnika tak, jak zostały zapakowane – a jak się tego zrobi za dużo, to nawet pomagają mi przenieść koszyki do stolika, gdzie można to spokojnie przepakować do siatek. Kelnerzy, a nawet i szefowie kuchni kłaniający się głęboko i przepraszający, jakby zabili właśnie kanarka, że któreś z zamówionych dań będzie trochę później, po czym donoszący trochę więcej w ramach tych przeprosin (to akurat przygoda z poprzedniej wizyty, ale nadal pamiętam ją bardzo wyraźnie). Sprzedawcy w sklepach z elektroniką czy z ubraniami, którzy zdają się tylko czekać, aż zechcesz coś przymierzyć czy spróbować (nieważne, sukienka czy fotel do masażu), ale w sposob grzeczny i nienachalny. Pani w banku stawiająca na nogi cały oddział, bo potrzeba znaleźć wzory banknotów i upewnić się, że wymiana waluty przejdzie bez problemów. Zawsze z uśmiechem, zawsze w ukłonach. Zostawianie napiwków jest w Japonii uważane aż za niegrzeczne, gdyż tak dbają o jakość obsługi i uważają to za oczywisty obowiązek każdego, kto pracuje, aby pracował jak najlepiej. Jasne, czasami brakuje mi nieco bardziej personalnego „How are you, luv?” z Anglii zamiast formalnego „Omatase shimashita” (お待たせしました, dosłownie „kazałem/kazałam ci czekać”, a tak normalnie to „przepraszam, że pan/pani czekał/-a”), ale to nie zmienia faktu, że nawet idąc do byle konbini po jakiś drobiazg, zostaniemy obsłużeni z klasą.

 

8. Lipton Ice Tea i Fanty

W moim przypadku bardziej Lipton Ice Tea niż Fanty, jednak coraz to nowe smaki obu niezmiernie mnie zadziwiają i ilekroć pojawi się jakiś nowy, staram sięgo wypróbować. Fanta z czerwonych winogron oraz jabłkowa Lipton Ice Tea to w tym kraju prawie klasyki, lecz na tym wcale się nie kończy. Fanta z zielonych jabłek, białych winogron albo gruszek (ta ostatnia była całkiem mniam!) czy herbaty jabłkowo-gruszkowe, zielona herbata z winogronami czy złote kiwi (to ostatnie tak jakoś nie bardzo, a przynajmniej nie dla mnie), że o iluś sezonowych smakach, jak na przykład kwiat wiśni (tu akurat nie Lipton, ale ćś!), nie wspomnę, jeśli ktoś lubi albo owocowe napoje gazowane, albo smakowe ice tea, to w Japonii znajdzie chyba największą ilość najróżniejszych smaków. Przy czym ostatnio doszłam, z pomocą przyjaciółki, dlaczego ice tea w Japonii tak mi smakują – otóż tutaj wyczujecie nie tylko słodziki i smak owoca, ale także herbatę. A kto mnie zna, ten wie, że ja herbatę przyjmuję w niemal każdej postaci!

 

9. Czystość

Podkreślić tu należy, iż nie chodzi o czystość na ulicach samą w sobie – to można znaleźć w naprawdę wielu miejscach oraz krajach, nie jest niczym nadto dziwnym. Jednak jakim cudem japońskie ulice są tak czyste, przy takim niedoborze koszy na śmieci?! Znaleźć kosz na śmieci to prawie wyczyn, chociaż po paru miesiącach człowiek szybko zorientuje się, gdzie ma największe szanse (odpowiedź: konbini, przy automatach z napojami i na stacjach kolejowych). Niby kosze wymagają od nas recyklingu, ale w środku, jak to się mawia, bywa różnie, lecz pozostaje faktem, że te śmieci lądują właśnie tam, nie na ulicach. Domyślam się, że wpływ na to mogą mieć wysokie kary za śmiecenie, nie sprawdzałam tego, ale Japończycy w ogóle stosują wysokie kary do wszystkiego, by odstraszyć ludzi od łamania prawa. Jednocześnie – no, w takim Oksfordzie też są wysokie kary za śmiecenie, ale wychodzi to tak jakby nieco gorzej niż w Japonii (ale może mi się tylko wydawać). Więc o co tu tak naprawdę chodzi? I jaki jest sekret tej bezkoszowej czystości?

 

10. Normalność

Mnie już może dziwi mniej, w końcu licząc oba pobyty, przeżyłam tu w sumie już prawie rok życia (siedem miesięcy teraz i cztery poprzednim razem), ale nadal zdarzają mi się momenty, kiedy o tym zapominam i odkrywam normalność na nowo. Tak, w Japonii można być i żyć, i cały czas się czemuś dziwić, czegoś nie rozumieć, czegoś nie znać. Ale każdy, kto tu przyjechał, od razu zrozumie, że Japonia, którą zna z mediów – Internet, komiksy, filmy – czy opowieści (głównie o dziwach), nie jest tą najprawdziwszą Japonią. Owszem, to też można znaleźć, ale zazwyczaj szybko się okazuje, że w opowieściach „jaka to Japonia dziwna” jest wyłącznie ziarenko prawdy, a wszystkie zaskakujące rzeczy odnajdujemy w tych najmniej oczekiwanych miejscach. Ale czy to w Tokio, czy to w Kanazale, można zobaczyć, że Japonia i Japończycy to nie żadne dziwy, które nic tylko zamknąć w cyrku i wystawiać na pokaz – że to jest kraj, gdzie normalni ludzie wiodą normalne życie w normalnych miejscach, nawet jeśli czasem ich myślenie różni się od naszego albo mają niepomyślane dla nas udogodnienia (od podgrzewanej deski klozetowej aż po miliardy automatów z napojami na każdym kroku). Trudno zrobić tej normalnej Japonii zdjęcie pokazujące tę normalność osobie, która nigdy tu nie była – dla takich nawet zwykła górka czy domek mogą być dziwne, a nawet jeśli nie, to i tak w te zdjęcia wkrada się to nieuchwytne coś, co sprawia, że widzimy coś nieco innego. I dlatego też, jeśli kiedykolwiek spotkacie się z kimś, kto w Japonii był, może nawet mieszkał i pracował/studiował, nie oczekujcie od nich, że zasypią Was opowieściami rodem z głupich wiadomości w gazetach czy Internecie, tych w stylu „patrzcie, jaka ta Japonia dziwna”. Po prostu zapamiętajcie, że ta osoba nie była w cyrku ani na żadnej paradzie odmieńców, tylko pojechała do kraju, który najzwyczajniej w świecie jest daleko, ale gdzie więcej znaleźć można podobieństw do nas samych niż różnic.

 

Póki co lista kończy się tutaj, jednak bynajmniej nie z powodu braku materiału. Po prostu nie chcę Was przygniatać zbyt wieloma rzeczami, a i wydaje mi się, że po tych dziesięciu wyszukiwanie kolejnych byłoby już trochę wymuszone. Albo byłoby bliższe obalaniu stereotypów, które nieobeznani z Japonią mogą mieć. 

2 comments:

  1. Leleth pisze...:

    Zaglądam na Twojego bloga, chociaż zwykle nie komentuję, bo i nie mam nic specjalnie do powiedzenia, ale czytam z zainteresowaniem. Zastanawiam się, czy planujesz coś napisać o systemie szkolnictwa w Japonii? Nie mam zamiaru nakłaniać się do wchodzenia w zbytnią prywatę, ale ciekawi mnie, jak wyglądają tam studia, na dodatek na wymianie, i podejście studentów.

  1. Hm, problem jest taki, że bycie na wymianie w Japonii ≠ byciu na studiach w Japonii. Na takich np. Erazmusach nie jedzie się brać udział w specjalnym programie wyłącznie dla "tych obcych", tylko w zajęciach "z lokalnymi" - tego nie ma w przypadku Japonii. Wymiana w Japonii polega na braniu udziału w programie wyłącznie dla "tych obcych" (co przypomina bardziej powrót do gimnazjum czy nawet podstawówki niż studia) i bardzo niewiele programów oferuje możliwość wzięcia udziału w zwyczajnych zajęciach dla zwyczajnych studentów, a nawet i wtedy te z programu "dla obcych" w ten czy inny sposób muszą dominować. Jedyną alternatywą do tego jest "pełne" studiowanie w Japonii, cały licencjat/magisterka/cokolwiek. Więc obawiam się, że taki post wyglądałby jak mieszanka tego, co można wyguglać (a na tyle, na ile się orientuję, wyguglowane informacje są całkiem obszerne i dokładne, ze stroną Wikipedii włącznie) z tym, co można by nazwać wyłącznie narzekaniem (bo nie wiem, jak sprawa się ma, kiedy się jest w tym systemie edukacji, bez względu na poziom, mogę jedynie porównać owe programy dla "tych obcych" - które z mojej perspektywy są tak jakby nie wewnątrz systemu edukacji, ale na jego uboczu - z 'real dealem' na Zachodzie, czy to Polsce, czy to UK). Dlatego też nie noszę się z zamiarem napisania takiego postu, mam wrażenie, że by to nie wyszło (podręcznik i Google każdy sam umie, a mało kogo interesują posty pełne marudzenia), chociaż jeśli jest coś trochę bardziej konkretnego, co Cię interesuje, to na ile dam radę, chętnie odpowiem.

Prześlij komentarz

 
金大生: Przygody studentki Kanazawy © 2011 | Designed by Interline Cruises, in collaboration with Interline Discounts, Travel Tips and Movie Tickets