Po prostu sklep,
gdzie wszystko kosztuje Y100 – no, w rzeczywistości Y105, bo w tytułowe sto nie
wliczono 5% VAT-u, no ale to brzmi chwytliwiej.
Wynalazek nie
jest ani odkrywczy, ani ograniczony tylko do Japonii. Są sklepy typu „wszystko
po X złotych” w Polsce (kiedyś były po 4 czy 5zł, ale jeszcze zanim się
wyniosłam podrożało do 8zł, a teraz zwyczajnie nie wiem), są funciki...