Uwaga! Post może być nieciekawy dla męskiej części Czytelników.
Obiecuję jednak, że to będzie jedyny taki.
Chociaż mówię tutaj o azjatyckich kosmetykach, skupiam
się wyłącznie na japońskich i koreańskich. Po pierwsze dlatego, że nie znam
żadnych porównywalnych jakościowo firm z Chin ani innych azjatyckich krajów, a
po drugie – kiedy w świecie mejk apu mówi się o azjatyckich kosmetykach,
zazwyczaj ma się na myśli właśnie Japonię i Koreę Południową. A, jak mam
nadzieję dowiecie się z tego postu, te biją na głowę wiele z Zachodnich firmowych
kosmetyków, jednocześnie będąc w przystępnych cenach, zarówno dla
obcokrajowców, jak i „w domu”.
Będąc teraz w Korei, zakupiłam, bardziej dla eksperymentu
niż z jakiegokolwiek innego powodu, zestaw Dr. Lash firmy Etude House
(wszystkie moje koreańskie kosmetyki są z Etude House’a – ciekawostka: firma
zainspirowała się Chopinem, wymyślając swoją nazwę), który twierdził, że przez
cztery tygodnie regularnego używania moje rzęsy urosną i zgęstnieją. W Korei
wszystko jest tanie jak barszcz, a mnie to wielce, ale to wielce zaintrygowało,
kupiłam i przetestowałam.
Zestaw składa się z trzech produktów: ampułki na noc,
primera na dzień oraz miarki, by móc zmierzyć, na ile rzęsy faktycznie urosły.
http://www.keautystore.com/ |
Zmierzyłam rzęsy od razu (chociaż popełniłam błąd,
mierząc tylko górne, a o dolnych zapominając, ale po kolei!) i od razu się
przekonałam, że nawet jeśli nie zadziała, to pieniędzy w błoto nie wyrzuciłam:
i ampułka, i primer równie dobrze mogą działać jak odżywka do rzęs, a że taką
też planowałam kupić, to w pewnym sensie zaoszczędziłam.
Jak się jednak okazało, zestaw zadziałał. Być może zmiana
nie była drastyczna, niemniej jednak nastąpiła. Miarka obiektywnie stwierdziła,
że moje rzęsy urosły o milimetr, a subiektywnie stwierdzam, że podczas gdy na
górnych bardziej zauważyłam zgęstnienie, za to na dolnych wzrost. Po czterech
tygodniach wątpię, abym zużyła chociażby połowę tego, co zakupiłam, więc kto wie,
może jeszcze się skuszę na eksperyment pt. jak bardzo Dr Lash wydłuży moje
rzęsy, jeśli będę go używać, dopóki się nie skończy? Ciekawi mnie też, czy na Koreanki
albo Japonki, które mają z natury znacznie krótsze rzęsy, działa to bardziej.
![]() |
Przed: ok. 6mm (21 marca 2013). |
![]() |
Po: ok. 7mm (19 kwietnia 2013). |
W Korei zakupiłam także podkład pod tusz do rzęs, Oh! M’
Eye Lash, znowu, bardziej z ciekawości niż faktycznej potrzeby. W sumie to
oprócz tego, że dodatkowo rzęsy wydłuża, nie zauważyłam żadnych innych
znaczących efektów (a nie rozumiem koreańskiego, więc nie bardzo wiem, co tubka
obiecuje). Ale myślę, że to niekoniecznie z powodu braku jakichkolwiek innych
bonusów z używania tej bazy, ale z powodu tuszu i zmywacza do niego, których
używam już od jakiegoś czasu.
http://www.molykorea.com/ |
Moja przygoda z azjatyckimy kosmetykami tak naprawdę
zaczęła się od japońskiego tuszu do rzęs, firmy Kiss Me – Heroine Make, który kupiłam
mniej więcej rok temu. Od razu ze zmywaczem tej samej firmy, gdyż przeczytałam
w Internecie jak bardzo dobrze się trzyma. I teraz nie wiem, czy zamieniłabym
go na cokolwiek innego. Robi dokładnie to, co obiecuje, a więc: wydłuża,
pogrubia, podkręca i jest prawdziwie wodoodporny (testowane z produktami do
demakijażu, w deszczu, pod prysznicem, a także poniżej w filmiku). Wraz z
podkładem Oh! M’Eye Lash sprawia, że wyglądam jak lalka i moje oczy musi być
widać z kilometra. Nie wierzycie? Sami spójrzcie!
![]() |
http://sueii92.blogspot.com/ (Teraz zmienili opakowania, na mniej atrakcyjne, ale zawartość wciąż ta sama.) |
![]() |
Tylko podkład. |
![]() |
Podkład i tusz. |
Oraz zapowiedziany filmik tego, jak mocny jest tusz i
dlaczego potrzeba do niego specjalnego zmywacza.
Z innych kosmetyków, w Japonii zaopatrzyłam się także w dobry krem BB oraz puder BB do kompletu.
Dlaczego zaznaczam, że dobry? Przez ostatnie trzy lata pełno wyszło kremów BB
zachodnich firm, z których pierwszy był Garnier. I chociaż używałam kremu BB
Garniera przez jakieś dwa lata zamiast podkładu (bo w tej roli faktycznie
sprawdzał się na mnie lepiej: był lżejszy, bardziej naturalny i wspomagał
leczenie skóry, jeśli cokolwiek zaczęło się dziać, czy to zaczerwienienia, czy
pryszcze), to było to po prostu okej, bez rewelacji i pewnie po skończeniu
tubki poszukałabym czegoś innego. A na pewno zachodnie kremy BB mogą się
schować przy swoich azjatyckich protoplastusiach!
Tu przyznaję: to Korea Południowa jest ojczyzną kremów
BB, jednak zanim tam dotarłam, miałam już japoński i z jednej strony trochę żal
mi było kupować nowy, skoro obecny jest świetny, a z drugiej – przy wyborze,
jaki znajdowałam w Etude House, pewnie i tak bym się nigdy nie zdecydowała.
Tymczasem zakupiony przeze mnie krem BB firmy Baby Pink jeszcze w sklepie stał
się moim faworytem (ba!, w sklepie był nawet drugim najlepiej sprzedającym się
kremem BB – pierwszy był ciut za drogi, jak na moją kieszeń, a ten był w sam
raz). Jest bardzo lekki, mogę go nałożyć rano i nie czuć, że mam makijaż przez
cały dzień; jednocześnie nie rozmazuje się ani nie rozpływa w połowie dnia
(zdarzało mi się pocić czy zostać złapaną w deszczu i żadnych zniszczeń nie
zaobserwowałam). Nie potrzeba go też wiele, by się umalować, więc chociaż w
butelce znajduje się tylko 20g, podejrzewam, że na długo mi starczy. Jedyną
wadą jest typowo azjatycki brak wyboru odcieni: jasny albo naturalny.
Po lewej: naturalny. Po prawej: jasny. http://ebay.com/ |
A skoro kupowałam już krem BB, to postanowiłam poszaleć i
dokupić do niego także puder BB. Wybór padł na Moist Labo BB Mineral Powder z
dwóch, w sumie, powodów: najlepiej pasował do wybranego przeze mnie kremu i
miał ładne opakowanie, nie za cukierkowo-słodkie i nie za nijakie. Ale w
Japonii i Korei to chyba można wybierać kosmetyki w ciemno, a i tak będą lepsze
od Zachodnich, bo i tu się nie zawiodłam. Podobnie jak w przypadku kremu BB
Baby Pink, puder jest lekki i nie trzeba używać wiele. Prawdę mówiąc, mogłabym
używać samego pudru, bo sam w sobie kryje świetnie. I jedyna wada też taka sama
jak w przypadku kremu: dostępny tylko jako jasny lub naturalny, czyli
dyskryminujemy ludzi nie-bladych.
![]() |
Po lewej: jasny. Po prawej: naturalny. http://www.ratzillacosme.com/ |
![]() |
Naturalna ja, po umyciu twarzy i nałożeniu zwykłego kremu. |
![]() |
Po nałożeniu kremu BB. |
![]() |
Po nałożeniu pudru BB. |
Demakijażem również nie muszę się martwić, bo, zgodnie z
zapowiedzią po mojej wizycie w Tokio, odnalazłam produkty do mycia twarzy firmy
Baking Powder. Jak się okazało, nie są japońskie, tylko właśnie koreańskie
(tak, zgadliście, z Etude House’a). Jeszcze zanim kupiłam, przy innych zakupach
dostałam próbkę – zakochałam się po jej pełnym wykorzystaniu do tego stopnia,
że kupiłam obydwa dostępne warianty: zwykły Baking Powder Cleansing Foam i
Baking Powder BB Deep Cleansing Foam.
http://kpopheaven.com/ |
http://blog.flauntme.com/ |
Czym się różnią? Wersja BB podobno jest przeznaczona
specjalnie do oczyszczania twarzy z produktów BB i dlatego w konsystencji nieco
bardziej przypomina peeling o ziarenkach średniej grubości. Wersja zwykła
również może działać jako peeling, ale delikatny, w sam raz do codziennego
użytku. Oba pachną cytrusowo (według mnie jak nieupieczone ciasto cytrynowe) i
oba świetnie się wywiązują ze swoich zadań: tego zwykłego używam co wieczór,
podczas gdy tego BB – kiedy zdarza mi się umalować. Tak po prostu wchodzą pod
prysznic z całym makijażem i cały zmywam tylko Baking Powderem (raz nawet
sprawdzałam, czy tknąłby tusz Kiss Me – Heroine Make – i tknął, tak odrobinkę,
ale tknął!). Nie mam po tym żadnych zacieków, nic się z makijażu nie ostaje,
czuję się świeżo (ten cytrusowy zapach) i mogę w sumie od razu iść spać.
Albo, jak mi się często zdarza, nałożyć maseczkę. Różne
dziwne maseczki już testowałam, głównie jednej firmy, Pure Smile (japońska, ale
wszystkie maseczki mają napisane „Made in Korea” – hm?) i jeszcze na żadnej się
nie zawiodłam. Czy to owocowe, czy to z wyciągiem z kamieni szlachetnych (tu
wietrzę bujdę, ale maseczka działa), nawet czekoladową! Z dziwniejszych widziałam
maseczkę z czerwonego wina, a z kosmicznych – z wyciągiem ze śluzu ślimaka, jadu
kobry albo pszczoły, czy z meduzy. Najbardziej mnie gryzie to, że każda z nich
twierdzi, że jest do wszystkich typów skóry i wszystkie zdają się mieć te same
właściwości (relaks i nawilżanie). Co to ma znaczyć? Że w Azji nie ma problemów
z cerą (w to nie uwierzę nigdy!)? Że nie chce im się robić osobnych maseczek
dla skóry wrażliwej, z problemami, mieszanej itp.? Że te maseczki faktycznie są
dla wszystkich i tylko trzeba pilnować się na ewentualne uczulenia? Nie wiem,
nie rozgryzłam tego, ale jako że jeszcze nie trafiła mi się maseczka, która by
nie nawilżała i nie odprężała, a głównie te dwa efekty są reklamowane, to staram
się raczej nie narzekać.
http://global.rakuten.com/ |
I to w sumie tyle. Lakierów do paznokci omawiać nie będę,
bo tu mnie obeznana w temacie koleżanka poinstruowała, że tak naprawdę różnic
nie ma, może poza kolorami, ale nie w jakości. Więc, za jej radą, w lakiery
obkupiłam się w sklepach po 100 jenów czy po 1000 wonów. I tak się o tych
kosmetykach rozpisałam. Jak zapowiedziałam na początku, to będzie jedyny tego
rodzaju post, co nie znaczy, że nie zdarzy mi się spróbować czegoś nowego.
Dla zainteresowanych: wiele jest stron czy sklepów
internetowych, gdzie można kupić koreańskie i japońskie kosmetyki, od eBaya czy
Global Rakuten, aż po sklepy specjalizujące się w międzynarodowej sprzedaży
azjatyckich kosmetyków. Nie wiem, czy są jakieś ograniczenia na wysyłkę do
Polski, bo nigdy nie sprawdzałam, ale to zawsze można sprawdzić (albo poprosić
o pomoc znajomych za granicą – do takiej np. Anglii wysyłka z pewnością jest
możliwa, sama testowałam). Owszem, ceny będą trochę wyższe, niż gdyby kupić te
same produkty w Korei czy Japonii, lecz na to już nie mamy wpływu, a i tak
wyszłoby to taniej niż inwestować w lot tylko po to, by zrobić takie zakupy
nieco taniej. Chyba że ktoś się wybiera tak czy inaczej, to wtedy polecam się z
góry zaopatrzyć. W Korei jest na tyle tanio, że nie ma chyba sensu szukać sklepów
z przecenami, w sklepach Etude House jest wystarczająco tanio, a obsługa jest
niezwykle pomocna, nawet jeśli ich angielski jest podstawowy; z kolei w Japonii
lepiej chodzić po sklepach z przecenionymi kosmetykami (łatwo je zauważyć, są
bardzo kolorowe i panuje tam lekki chaos, w porównaniu np. Z centrami
handlowymi).
0 comments:
Prześlij komentarz