Nieco wcześniej, bo tylko dwa tygodnie temu, japońska
rodzina mojej koleżanki zaprosiła mnie na drobną wycieczkę po Kanazale. Nic
wielkiego, tylko parę muzeów (w większości których albo nie można było robić
zdjęć, albo nie było jak tego ująć na fotografii), ale i tak miło było
odetchnąć świeżym powietrzem, nacieszyć oczy czymś ładnym i przy okazji
(dosłownie) posmakować Japonii.
 |
Ten budynek był głównym celem naszej wycieczki, ale jest zamknięty z powodu remontu. Pochodzi z okresu Meiji (1868-1912) i służył wojsku, co chyba nawet trochę widać. Mnie się strasznie skojarzył z budynkami w Auschwitz, ale może to tylko moje wrażenie. |
 |
W muzeum Nakamury, który zbierał zabytkowe przedmioty związane z ceremonią herbacianą (i gdzie nie można było robić zdjęć), wypiliśmy herbatę, do której dołączono japońskie słodycze. |
 |
Wszystko najwyższej jakości, nawet herbatę podano nam w miseczkach, które na aukcji pewnie kosztowałyby małą fortunkę. |
 |
Ogród tuż za muzeum Nakamury, a na który widok był także z sali, gdzie piliśmy herbatę. |
 |
Część druga muzeum Nakamury: budynek, gdzie rzekomo Nakamura mieszkał - i gdzie też jest parę narodowych skarbów, które udało mu się zebrać. |
 |
W muzeum filozofa Daisetz Suzuki. Ta część przeznaczona jest specjalnie po to, by kontemplować niektóre z mądrości, które Suzuki głosił (kartki z przykładami dostępne za darmo po angielsku i japońsku tuż obok). I muszę przyznać, gdyby wejście do muzeum było darmowe, to chętnie chadzałabym tam częściej. Spokój tchnący z tej konkretnej części muzeum naprawdę mnie urzekł. |
 |
Znalezisko przypadkowe: pół-vintage, pół-terenówka, by Mitsubishi (model najprawdopodobniej wykonany na zamówienie). |
Po tych kilku muzeach, jako że nadal było wcześnie,
wybraliśmy się na momencik do Higashi Chaya-machi (東茶屋街), czyli Wschodniej
Dzielnicy Gejsz. O tak wczesnej porze nie było szans na zobaczenie
jakiejkolwiek, pewnie odsypiały nocne występy, ale urzekł mnie klimat tego
miejsca. Z jednej strony niedługa, dość prosta uliczka reprezentująca Japonię
już minioną – ale przejść na jej koniec, a wylądujemy w nieco podupadłej części
miasta, która, chociaż czasy jej świetności już minęły, nadal nie cieszy się
najlepszą sławą. Miejscami wyglądało nawet, jakby miejskie zniszczenie
próbowało się wkraść, by zniszczyć iluzję, jakoby stara Japonia miała jeszcze
prawo bytu. Naprawdę, naprawdę urzekające i muszę tam jeszcze wrócić, bo
spędziliśmy tam stanowczo zbyt mało czasu jak na mój gust.
 |
Zniszczenie wkrada się na uliczkę. Tu w postaci opuszczonego sklepu z papierosami. |
 |
Czyjś dom widziany z uliczki gejsz. |
 |
I widowiskowy koniec trasy. |
0 comments:
Prześlij komentarz