Połowa mojego pobytu w Japonii minęła już jakiś czas
temu, wraz z pierwszym kwietnia zaczął się siódmy miesiąc. Wpierw chciałam
wstawić tu jakiś „głębszy” post, jakieś przemyślenia, ale bardzo szybko zrozumiałam,
jak niewiele ich mam, w sumie to tylko tyle, że Japonia nie jest miejscem dla
mnie. A rozpisywanie się na ten temat nie należałoby do najbardziej pozytywnych
postów, bardziej wylewaniem osobistych żali czy subiektywnych spraw, dlaczego
to nie jest miejsce dla mnie.
Więc postanowiłam zrobić coś innego, bardziej ogólnego.
Wiele z tych rzeczy, które mogą w Japonii zaskoczyć, znajdziecie w innych tego
typu postach z tego kraju, co wcale nie umniejsza ich zdolności do
zaskakiwania. Lista jest bardziej subiektywna niż obiektywna, przy takich
tematach obiektywizm raczej nie istnieje, ale chodzi mi zwyczajnie o to, co
zaskoczyło i/lub nadal zaskakuje mnie, a nie co zaskakuje ludzi niemających o
Japonii pojęciach (tych zaskoczy pewnie o wiele więcej, na czele z faktem, że
poprzebierani za postacie z mangi czy anime ludzie wcale nie paradują na co
dzień po ulicach).
Zatem – do dzieła! W kolejności przypadkowej…
1. Bankomaty
Pomijając wygląd czegoś, co pozostało niezmienione od lat
80-tych, w bankomatach najbardziej dziwi ich niepraktyczność. Dokładnie tak. Bo
w końcu celem tego urządzenia jest możliwość pobrania gotówki w dowolnym
momencie bez konieczności stania w kolejce do okienka w banku, czyż nie?
Omijanie kolejek się udało, stała dostępność – nie. Większość bankomatów
znajduje się wewnątrz budynków (banków, oddziałów pocztowych, supermarketów
itd.), co oznacza, że wraz z zamknięciem budynku, zamyka się też bankomat. Pozostają
bankomaty w konbini, ale poza bankomatami w konbini sieci 7 Eleven, żadne z nich nie przydadzą
się tym, którzy nie posiadają konta w japońskim banku. Zatem jeśli turystom
skończą się pieniądze poza godzinami 8:00-17:00, będą musieli albo szukać
najbliższego 7 Eleven, albo starać się przeżyć bez gotówki. A jako że w Japonii
gotówka nadal rządzi i płatności kartą są bardzo rzadkie (najczęściej widziałam
płacących kartą Japończyków przy okienku danej linii lotniczej na lotnisku lub
w sklepach z elektroniką), cała sprawa dziwi tym bardziej.
http://aaroninjapan09.wordpress.com/ |
2. Zamiłowanie do
natury
To pewnie nie powinno mnie aż tak dziwić, chyba w każdym
miejscu, gdzie natury/zieleni jest niewiele, ludzie chcą jej bardziej (w myśl
zasady, że chcemy to, czego nie mamy). Ale jednak dziwi. W Japonii prawie
obowiązkowe jest udawanie się na tzw. hanami (花見), dosłownie „oglądanie
kwiatów”, kiedy kwitną kwiaty wiśni, podobnie jak równie konieczne jest
oglądanie momiji, jesiennych liści klonu, jesienią. Ostatnia pełnia księżyca
lata i tsukimi (月見), „oglądanie księżyca”, to prawie osobny festiwal i dla
Japończyków prawie że nie ma lata bez obserwowania świetlików. Wycieczki w celu
obejrzenia i fotografowania Góry Fuji rozumieją się same przez się. W Japonii
ludzie co chwila wyczekują jakiegoś zjawiska przyrody, by móc wtedy tłoczyć się
w popularnych po temu miejscach i jedząc to, co akurat można w okolicznych
budkach zakupić, oglądają, fotografują, zachwycają się. Co więcej, większość z
tych zjawisk ma własne prognozy pogody, zarówno w krajowych wiadomościach, jak
i na przeznaczonych po temu stronach, by każdy, niezależnie od regionu,
wiedział, kiedy przyjdzie czas w jego okolicach (wiadomo, w chłodnym Hokkaido
wiśnie zakwitną o wiele później niż w ciepłej Osace).
![]() |
http://www.jnto.go.jp/sakura/eng/city.php?CI=21 |
3. Hałas
Pomijając już to, że jak na relatywnie cichy naród,
japońskie nastolatki piszczą tak samo głośno jak wszędzie indziej, w Japonii
ciągle coś wydaje dźwięki, zwłaszcza w miastach (w takich chwilach naprawdę
doceniam życie na kampusie w górach). Śmierciarki wydają dźwięki nie tylko
dlatego, że się cofają, ale także kiedy skręcają (oprócz melodyjki jest także
ogłoszenie „Uwaga! Skręcam w lewo/prawo!”). Stacje kolejowe mają własne dżingle
na nadjeżdżające i przejeżdżające pociągi – na stacjach wiecznie żywych nigdy
nie ma nawet minuty ciszy, zatem współczuję tym, którzy mieszkają w ich
pobliżu. I lokalne pociągi/metro, i autobusy nie tylko ogłaszają
kolejny/aktualny przystanek, ale także co chwila trąbią tuziny ogłoszeń: „Właśnie
przybyłam/odjeżdżam, uważaj!”, „Nie zapomnij bagażu!”, „Opieranie się o drzwi
jest niebezpieczne!”, „Czy wiesz, że przy tym przystanku znajduje się sklep
rowerowy? Zadzwoń na [numer telefonu]” i tak w kółko – w dodatku naprawdę
głośno (kiedy autobus staje pod schodami na kampusie, to te ogłoszenia słychać
bardzo wyraźnie z jednej trzeciej schodów, a po prostu słychać z ponad
połowy!). I wiele, wiele więcej. Chyba nawet osoby lubiące hałas i głośne życie
dostałyby w pewnym momencie szału. Niektórzy twierdzą, że ten wszechobecny
hałas ma na celu zagłuszenie samotności, jaką Japończycy jako naród odczuwają
(zaprzyjaźnianie się zajmuje im sporo czasu, bardzo wiele osób to single, a
sporo żyje jako hikikomori [http://pl.wikipedia.org/wiki/Hikikomori]). Czasem w
to wierzę, a czasem bardziej skłaniam się ku temu, że jakiś biurokrata miał za
dużo wolnego czasu i obsesję na punkcie zasad BHP.
4. Moda
Tu akurat w pozytywnym sensie i w rozumieniu damskiej mody
powszechnej (dla osób zainteresowanych modą w sensie bardziej artystycznym czy
alternatywnym Japonia ma również wiele do zaoferowania, ale moja wiedza o tym
jest raczej znikoma). Otóż młode Japonki nie ubierają się tak, aby eksponować
ciało czy nawet aby wyglądać seksownie. W porównaniu do mody na Zachodzie, moda
w Japonii (i, z tego co zaobsewowałam, ogólnie w Azji Wschodniej) jest skromniejsza
i bardziej dziewczęca. Dziewczyna powinna wyglądać ładnie, naturalnie, z
wdziękiem, czasem odrobinę dziecięco (czapki przypominające uszy pandy czy
pluszowe breloczki)… Japonki pewnie powiedziałyby, że chodzi o to, aby wyglądać
jak najbardziej kawaii (可愛い), czyli słodko, uroczo, i to
najlepiej oddaje ich modę. I chociaż często ich styl mija się z moim, w wielu
wypadkach bardzo mi odpowiada, nawet jeśli nie po to, by samej takie rzeczy
nosić (chociaż tu częściej powstrzymuje mnie rozmiar niż różnice w guście), to
przynajmniej aby patrzeć. O wiele milej ogląda mi się dziewczęta i kobiety, od
gimnazjalistek aż po wczesne trzydziestki, które wyglądają ładnie i schludnie
bez emanowania skesapilem na prawo i lewo (aż za często widzę w Europie
przedstawicielki płci pięknej, które i nogi, i cyc, a czasem nawet i tyłek
muszą mieć wyeksponowane, że o mocnym makijażu do tego kompletu nie wspomnę).
Żeby nie było, nie znaczy to, że Japonki nie noszą krótkich spódniczek,
obcisłych spodni czy głębszych dekoltów – po prostu więcej w tym widzę
równowagi oraz dziewczęcego uroku niż potrzeby wzbudzania pożądania u płci
przeciwnej.
![]() |
http://lazycatstyle.blogspot.jp/ |
5. Telewizja
Niektórzy być może widzieli zrzuty ekranów z japońskiej
telewizji, może nawet jakieś klipy – i zauważyli, że japońska telewizja jest
przynajmniej dziwna. Nie chodzi mi tu nawet o samą treść, chociaż ta też nie
zawsze jest normalna (popularne są programy z ucinaniem innym kawałów, wszystko,
co dotyczy jedzenia, teleturniej, ogólnie jeśli coś jest nieco slapstikowo
głupiutkie, to znajdzie tu miejsce dla siebie), ale sam format jest dziwny.
Wszystko jest kolorowe aż do bólu oczu. Napisy wyskakują co chwilę, czy to
czegoś, co ktoś właśnie powiedział, czy to podkreślające jakieś wykrzyknienia.
Jeśli trzeba przedstawić jakieś treści informacyjne, nie pojawią się na
komputerze czy jakimś innym ekranie, tylko na tablicy, wielkim arkuszu papieru,
kartonowym wykresie czy innym podobnym wynalazku, których nasza telewizja
zaprzestała jakoś w okolicach roku 2000. Ogólne wrażenie jest takie, jakbyśmy
oglądali bardzo tanią rozrywkę dla mało inteligentnych, niespecjalnie
dojrzałych mas – i to niezależnie od tego, czy oglądamy teleturniej czy, ekhm,
film dokumentalny. Pomimo iż można w japońskiej telewizji znaleźć programy
dobre (głównie seriale telewizyjne czy animacje), a wiadomości z tego
powyższego stosują jedynie stonowane napisy (co akurat bywa przydatne, jeśli
spiker mówi za szybko albo zwyczajnie dla niesłyszących), zdają się stanowić
dość zdecydowaną mniejszość. I z tego też powodu nie oglądam japońskiej
telewizji – mówiąc słowami Kabaretu Potem, to mnie ogłupia.
Ciąg dalszy w niedalekiej przyszłości. Co za dużo naraz,
to niezdrowo, a i czas na przyswojenie sobie tych informacji jest potrzebny. Zaskakujące
rzeczy 6-10 już niedługo!
Taaaaaaak, to że japońska telewizja (i Internet) jest mocno dziwna wiemy od dawna, głównie za sprawą tegoż Internetu, co czyni go jeszcze dziwniejszym ;D Ale moda bardzo mi się podoba, bankomaty zresztą też, chociaż system ich działania już nie tak bardzo :D